cóż to za dzieciństwo? wielkie rzeczy małżeństwo! alboż to nie można kochać bez tego?
Klaudyusz widział i słyszał wszystko. Drzwi były ze spróchniałych desek i tworzyły szczeliny zanadto wielkie dla jego sępiego oka. Alchemik, żyjący dotąd w ścisłej czystości, wrzał wobec tej sceny — młoda i piękna dziewczyna z pełnym zapału młodzieńcem roztopiony ołów lała w jego żyły. Wewnątrz namiętne nurtowały go wzruszenia; jego oko gorzało, serce wyrywało się z piersi. Ktoby mógł widzieć w tej chwili postać nieszczęśliwego, znalazłby w nim podobieństwo do tygrysa, patrzącego z klatki, jak szakal pożera gazelę. Źrenice jego gorzały jak świeca przez szczeliny drzwi.
Naraz Febus zerwał szybko z jej piersi zasłonę. Biedna dziewczyna, blada i zamyślona, ocknęła się nagle; cofnęła się na drugi koniec izdebki, spojrzała na nagie ramiona i piersi, i, zarumieniona ze wstydu, skrzyżowała ręce na łonie. Gdyby nie płomień, którym gorzały jej lica, widząc ją milczącą i nieruchomą, sądziłbyś, że to jest posąg Wstydliwości.
Kapitan, zdzierając z niej stanik, odkrył tajemniczy woreczek, który miała na szyi.
— Co to masz na piersiach? — rzekł, znajdując pozór zbliżenia się do obrażonej dziewczyny.
— Nie ruszaj pan tego! — odrzekła żywo — to mój anioł-stróż, który da mi możność wynalezienia rodziców. Och! panie kapitanie, odejdź! Matko, moja biedna matko, gdzie jesteś? Panie Febusie, oddaj mi zasłonę.
Febus cofnął się i rzekł obojętnie:
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/37
Ta strona została skorygowana.
33
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.