— To pisarz parlamentu.
— A ten naprawo?
— Pan Filip Lheulier, prokurator królewski nadzwyczajny.
— A naprawo, ten czarny?
— Pan Jakób Charmolue, prokurator kościelny, przy nim zaś oficyały.
— A co oni robią, ci panowie?
— Sądzą.
— A kogo sądzą? nie widzę obwinionego.
— To kobieta, panie; nie możesz jej widzieć, bo odwróciła się tyłem i tłum ją zasłania. Patrzaj pan, oto tam, gdzie stoją halabardziści.
— Co to za kobieta? — zapytał Grintoire. — Czy pan znasz jej nazwisko?
— Nie, panie; dopieroco przybyłem; sądzę, że sprawa jest o jakieś czary, bo oficyał obecny.
— A więc czekajmy, — rzekł nasz filozof — zobaczmy jaki koniec nieszczęśliwej. Jestto widowisko równie dobre, jak każde inne.
— Panie, — uczynił uwagę sąsiad — czy nie uważasz, jak łagodną minę ma pan Jakób Charmolue?
— Tak; — odpowiedział Grintoire — jednak nie wierzę w łagodność osób, które mają nos haczykowaty i wąskie usta.
Tu sąsiedzi nakazali milczenie dwóm rozmawiającym, albowiem ważne składano zeznanie.
— Jaśnie wielmożni panowie, — mówiła ze środka sali stara kobieta, której twarzy nie można było widzieć, tak ją osłaniały łachmany — moi jaśnie wielmożni panowie, to tak pewne co powiem, jak, że się nazy-
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/43
Ta strona została skorygowana.
39
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.