Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/53

Ta strona została skorygowana.
49
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

To Tartarum nazywało się skromnie izbą, badań, albo inkwizycyą.
Na łóżku siedział niedbale pan Pierrat Torterue, torturnik przysięgły. Jego pomocnicy, dwa karły, w spodniach w pasy, w skórzanych fartuchach, poruszali żelaza w piecu.
Biedna dziewczyna napróżno przywoływała odwagę; co spojrzała, dreszcz ją przejmował.
Sierżanci stanęli z jednej strony, urzędnicy z drugiej — pisarz miał stół swój w rogu. Pan Jakób Charmolue zbliżył się do cyganki z miłym uśmiechem.
— Moja droga, — rzekł — a więc i teraz zaprzeczasz?
— Tak — odpowiedziała głosem stłumionym.
— Kiedy tak, — rzekł Charmolue — przykro nam będzie użyć przymusowych środków. Usiądź, kochanko, na tem łóżku. Mistrzu Pierrat, ustąp miejsca pannie i drzwi zamknij.
Pierrat powstał mrucząc:
— Jeżeli drzwi zamknę, ogień mi zgaśnie.
— A zatem zostaw je otworem.
Esmeralda wciąż stała. To łoże skórzane, na którem tylu cierpiało — i ją trwożyło. Przestrach dreszczem ją przechodził i traciła przytomność. Na znak Charmolue dwóch pomocników wzięło ją i posadziło na łóżku. Jeszcze nic złego jej nie uczynili, lecz, kiedy ciałem dotknęła skóry, uczuła jak krew napływa jej do serca. Zdawało się jej, że wszystko zbliża się ku niej, aby ją kąsać i szczypać, że wszystkie narzędzia, jakie widziała, będą użyte.