Kiedy Esmeralda weszła do sali blada jak śmierć i kulejąc, powszechny szmer zadowolenia ją przyjął. Ze strony słuchaczy byłoto zadowolenie niecierpliwości, jakiej się doświadcza w teatrze przed rozpoczęciem ostatniego aktu; ze strony sędziów zaś nadzieja rychłego obiadu. Koza zabeczała także z radości; chciała pobiedz do swojej pani, ale była uwązaną u ławy.
Noc nadchodziła. Świece, których liczby nie powiększono, tak mało rzucały światła, że ścian nie było widać. Ciemność oblekła mgłą wszystkie przedmioty, tak, że niepodobna było dojrzeć twarzy sędziów. Wprost nich, w końcu długiej sali, drobna, biała postać wynurzała się z cieniu. To obwiniona.
Z trudem przyciągnęła się na miejsce, a, kiedy Charmolue zasiadł na swojem krześle, rzekł, starając się ukryć dumę z uwieńczonego powodzeniem dzieła:
— Obwiniona wszystko wyznała.