Była to jedyna komunikacya z ludźmi, jedyne odwiedziny — strażnika. Jedyny tylko szmer machinalnie zajmował jej ucho: byłato wilgoć nad jej głową, która sączyła krople wody i spuszczała je na ziemię.
Ta spadająca kropla wody była jedynym koło nie ruchem, jedynym kompasem, mierzącym czas, jedynym łoskotem, jaki się nad nią rozlegał.
W tem błotnistem i wilgotnem więzieniu czuła niekiedy przechodzące ją zimno i drżała strasznie.
Jak dawno się tam znajdowała, nie wiedziała zupełnie. Słyszała, że wyrzeczono wyrok śmierci na kogoś, czuła, że ją wyniesiono — i obudziła się w nocy w lodowatem milczeniu; podczołgnęła się na rękach, a wtedy pierścienie kajdan obtarły jej z nóg skórę i łańcuchy zadzwoniły. Poznała wtedy, że mur wokoło ją otacza, że sklepienie wilgotne i słoma zmoczona. Siadała to na słomie, to na stopniach schodów i chciała liczyć minuty przez spadanie kropel; lecz wkrótce smutna praca znękanej głowy znudziła ją.
Nakoniec w dzień, czy w nocy (bo południe i północ jednakowe były w tym grobowcu) usłyszała mocniejszy łoskot, niż zwyczajnie sprawiany przez odźwiernego, przynoszącego jej chleb i wodę. Podniosła głowę i ujrzała różowe światło. Jednocześnie zaskrzypiało ciężkie okucie, drzwi się rozwarły i ujrzała latarnię, a dalej ciała dwóch ludzi. Światło tak ją raziło, że zmrużyła oczy.
Kiedy je otworzyła nanowo, drzwi były zamknięte i mężczyzna jakiś stał przed nią. Czarna zasłona okrywała go całego, że ani twarzy, ani rąk widać nie było. Utkwiła oczy w to widziadło, jednak nic doń
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/64
Ta strona została skorygowana.
60
WIKTOR HUGO.