dni, ciążące na tobie. Lecz nie przewidywałem tortur. Słuchaj, byłem i w izbie pytałkowej. Widziałem, jak cię rozbierano i jak cię dotykały ręce oprawców. Widziałem twoją stopę, na której pragnąłbym złożyć pocałunek i umrzeć — widziałem, jak ją ściskał żelazny trzewik. Patrząc na twoje cierpienie, miałem przy sobie sztylet i kaleczyłem nim piersi. Na krzyk, jakiś wydała, zatopiłem go w ciało. Na drugi krzyk ten sztylet przeszyłby mi piersi. Patrzaj, jeszcze są znaki krwi.
I odpiął suknię. W rzeczy samej pierś była podrapaną, jakby łapą tygrysa — i krwawiła się świeża rana.
Uwięziona cofnęła się ze wstrętem.
— Ach! — mówił mężczyzna — dziewczyno, miej litość nademną! Ty mienisz się nieszczęśliwą, ale wistocie jeszcze nie wiesz, co to jest nieszczęście. O! kochać, a być nienawidzonym! kochać z całym zapałem duszy, czuć, że za jeden uśmiech oddałoby się krew, wnętrzności, sławę, zbawienie, wieczność, życie obecne i przyszłe; żałować, że się nie jest potężnym, aby jej zhołdować świat cały, — a ona kocha innego, kocha świecidełka żołnierza! Być obecnym, jak ona niewdzięcznikowi oddaje skarby swojego serca, widzieć to ciało, które cię pali, te piersi, które są dla cię świętością, to łono, mające tyle roskoszy, widzieć drgające i rumieniące się pod pocałunkami innego. O! wierzaj mi, stokroć szczęśliwszy, kogo piłują na dwie połowy, kogo mają rozszarpać końmi. Dziewico, ulituj się nademną! Za twoje wszystkie cierpienia jedną ręką szarp moje wnętrzności, udręczaj swoją srogością;
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/73
Ta strona została skorygowana.
69
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.