Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/80

Ta strona została skorygowana.
67
WIKTOR HUGO.

— To cygankę dziś będą wieszali.
Jak pajak, czatujący na muchę, pobiegła do okienka, które, jakeśmy powiedzieli, wychodziło na plac de Grève. W rzeczy samej stały schodki przy szubienicy i mistrz zawieszał łańcuch. Wokoło tłum zaczął się zgromadzać.
Gromadka dzieci była już daleko. Pokutnica szukała oczyma, kogoby mogła zapytać. Oko jej padło na mężczyznę, czarno ubranego, który, mając książkę pod pachą, patrzał na szubienicę; byłto Klaudyusz Frollo.
— Panie, — zapytała pokutnica — kogoto mają wieszać?
Mężczyzna nic nie odpowiedział; powtórzyła pytanie, na które dopiero odrzekł:
— Nie wiem.
— Dzieci tutaj mówiły, że cygankę.
— Zapewne — odpowiedział.
Pakietta Chante-fleurie roześmiała się jak hyena.
— Moja siostro, — rzekł Klaudyusz — jak widzę nie lubisz cyganów?
— Nie cierpię, bo to są upiory, wiedźmy, które pożerają dzieci. Oni mi porwali dziecię, jedyne moje dziecię! i, razem z nią, serce moje zjedli.
Straszną była; mężczyzna patrzał nań obojętnie.
— Jedną z nich szczególniej przeklinam, — mówiła — jednej najbardziej nienawidzę; to ta młoda dziewczyna, w której wieku byłaby moja córka, gdyby jej matka nie była ją pożarła. Ilekroć ta jaszczurka przechodzi około mej celi, aż krew wre we mnie i wszystkie wnętrzności się przewracają.