Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/84

Ta strona została skorygowana.
80
WIKTOR HUGO.

czajonym do widzenia Temidy na swoich placach z obnażonemi rękami i postronkiem, że nie zwracał już na nią uwagi. Wyższy świat zaledwie wiedział nazwisko traconego, a lud poprzestawał na widowisku. W owym czasie egzekucya była tak zwyczajną, jak zabijanie cieląt w jatkach, a kat niejako gatunkiem rzeźnika.
Febus prędko uspokoił umysł tak co do czarów Esmeraldy, albo Similar, jak ją nazywał, co do jej sztyletu, albo zaklętego upiora, i co do rezultatu procesu. Skoro tylko uspokoiło się jego serce, powróciła weń Florentyna. Serce kapitana Febusa trzymało się zasad ówczesnej fizyki, że nie cierpiało próżni.
A przytem pobyt w Queue-en-Brie nie należał do najweselszych; byłato wieś, złożona z kowali i mleczarek.
Florentyna była jego przedostatnią miłością, była ładną dziewczyną i miała znaczny posag; zatem pewnego ranka, sądząc, że sprawa cyganki dawno skończona i zapomniana, rozkochany kawaler stanął konno i strojnie przed bramą mieszkania pani Gondelaurier.
Nie zwrócił szczególnej jego uwagi liczny tłum, zgromadzony na placu przed kościołem Panny Maryi, bo przypomniał sobie, że to maj, i myślał, że może byłato uroczystość jaka, procesya; przywiązał konia u bramy i wszedł wesoło do swojej narzeczonej.
Była tylko z matką.
Florentynie ciążyła na sercu tancerka, jej koza, przeklęty alfabet, a przedewszystkiem długa nieobecność Febusa. Jednak, gdy ujrzała wchodzącego kapitana, tak dobrze wyglądającego w nowym mundurze, grzecznego, zakochanego, zarumieniła się z radości.