Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/87

Ta strona została skorygowana.
83
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

Kapitan sądził, że sprawa Esmeraldy jest już skończoną i obojętnie przyjął te wyrazy. Zadał jej przecież jeszcze dwa, czy trzy pytania.
— Jak się nazywa ta czarownica?
— Nie wiem — odpowiedziała.
— A co ona zrobiła?
Wzniosła białe ramiona i rzekła:
— Nie wiem.
— Ach! mój Boże! — odezwała się matka — alboż to teraz mało czarownic, które palą i nazwisk ich nie wiemy? — Tu zacna dama podniosła się i przeszła do okna. — Mój Boże! — rzecze — jakiż to tłum ludu!... pewno aż na dachy powłażą. Czy wiesz, Febusie, to mi przypomina wjazd Karola VII, nie pamiętam którego roku. Kiedy ci o tem mówię, to cię nudzi, wszak prawda? a mnie przyjemność sprawia. O! dużo wtedy było ludu, nawet na wieży świętego Antoniego. — Król jechał z królową, a za nimi panowie i panie. Przypominam sobie, śmiano się strasznie, że przy panu Amanyon de Garlande, który był bardzo niski, siedział pan Matefelon — bardzo wysoki. — Ach! jak to było cudownie! Taka procesya szlachty francuskiej, a wszyscy w haftach, z piórami. Smutno pomyśleć, że z tego nie ma dzisiaj i śladu.
Zakochani nie słuchali zacnej wdowy. Febus oparł się znowu na poręczy krzesła narzeczonej, schylił się ku niej i w tem miłem położeniu oboje milczeli. Młoda dziewica spoglądała nań czule, jakby czekała od niego jakiegoś oświadczenia.
— Febusie, — rzekła nakoniec głosem stłumionym — wszak za trzy miesiące mamy się pobrać;