przysięgnij mi, że tylko mnie jedną w życiu kochałeś.
— Przysięgam ci, mój aniele! — odpowiedział Febus, i jego wzrok namiętny połączył się ze szczerym wyrazem głosu.
Tymczasem matka, widząc narzeczonych w tak dobrej harmonii, wyszła dla wydania rozkazów do kuchni. Febus spostrzegł to i do głowy dziwne przyszły mu myśli. Florentyna kochała go, był jej narzeczonym, był z nią sam na sam i dawny jego pociąg ku niej odżył, nie w całej może świeżości, ale w całym zapale: może nie byłoby tak wielką zbrodnią użąć przed dojrzeniem swojego własnego zboża. Nie wiemy czy takie dokładnie myśli przyszły mu do głowy, ale to pewna, że Florentyna przestraszyła się spojrzawszy w oczy narzeczonego. Obejrzała się i, nie widząc matki, rzekła zarumieniona:
— Mój Boże! jakże mi gorąco!
— Niedługo będzie południe, słońce dokucza, — odpowiedział Febus — trzeba firanki zasunąć.
— Nie, nie! i owszem, potrzebuję świeżego powietrza.
I, jak spłoszona łania, powstała, pobiegła do drzwi, otworzyła je i wyszła na balkon.
Febus, podrażniony, poszedł za nią.
Plac przed kościołem Panny Maryi, na który balkon wychodził, przykry przedstawiał widok, który dreszczem przejął Florentynę.
Tłum niezliczony, z przyległych przypływający ulic, napełniał plac. Niski mur, otaczający babiniec przedkatedralny, nie mógłby się ostać, gdyby go nie
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/88
Ta strona została skorygowana.
84
WIKTOR HUGO.