Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/91

Ta strona została skorygowana.
87
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

Przez spływające bogatą kaskadą włosy, czarniejsze od piór kruka, widać było na szyi szary i gruby powróz, wijący się po jej dziewiczej piersi, jak glista po kwiecie. Pod tym powrozem widać było ozdobny woreczek, który jej pozostawiono dlatego zapewne, że nic nie odmawia się idącym na rusztowanie. Widzowie z okien mogli dostrzedz jej piękne nóżki, które przez wstyd niewieści starannie pod koszulę ukryć usiłowała. Przy niej leżała uwiązana koza. Potępiona zębami przytrzymywała źle spiętą koszulę. Rzekłbyś, że w ostatniej nawet chwili cierpi nad tem, że ją wystawiają prawie nagą na spojrzenia ludzkie.
— Ach! mój Boże! — rzekła z żywością Florentyna. — Patrzaj, mój kuzynie, wszak to ta niegodziwa cyganka z kozą.
To mówiąc, zwróciła się do Febusa. On miał oczy wlepione w karawan i bladym był śmiertelnie.
— Jaka cyganka z kozą? — mówił jąkając się.
— Jakto! — odparła Florentyna — nie przypominasz sobie?... Cóż znowu!...
Febus jej przerwał.
— Nie wiem, co chcesz powiedzieć.
Chciał wejść do pokoju; lecz Florentyna, która niegdyś dla cyganki uczuła zazdrość, spojrzała nań przenikliwie i nieufnie. Teraz sobie dopiero przypomniała, że w tym procesie był zamieszany jakiś kapitan.
— Mój drogi, — rzekła do Febusa — co się z tobą dzieje? zdaje mi się, że widok tej kobiety zmieszał cię.
Febus silił się na uśmiech.
— Mnie? bynajmniej!
— Kiedy tak, to zostańmy i patrzmy do końca.