Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.III.djvu/95

Ta strona została skorygowana.
91
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

żółto ubranych, pomocników kata, zbliżyło się do dziewczyny, aby jej ręce związać.
Nieszczęsna, w chwili wsiadania na karawan, który na ostatnią na ziemi miał ją przewieźć stacyę, może uczuła żal życia. Zwróciła zaczerwienione oczy ku słońcu, ku niebu, ku obłokom, to znów spuściła je na ziemię, na lud, na domy. Nagle, kiedy wiązano jej ręce, wydała krzyk mocny, ale radosny. Na balkonie, w rogu placu, spostrzegła jego, swego przyjaciela, pana Febusa. Nie mogła o tem zjawisku wątpić, bo to był on, tak piękny jak dawniej, w pięknym mundurze, z piórem u kapelusza, mieczem u boku.
— Febus! — zawołała — mój Febus!
I chciała ku niemu wyciągnąć drżące ręce, ale były związane.
Wtedy ujrzała, jak kapitan zmrużył powieki i nachylił się ku towarzyszącej mu młodej dziewicy, która nań patrzyła ze wzgardą i złością; następnie Febus wymówił kilka wyrazów, które nie doszły jej uszu, podał ramię pieknej pannie i oboje zniknęli z balkonu, a drzwi zamknęły się za nimi.
— Febusie! — zawoła — czy i ty temu wierzysz?
Straszna myśl przyszła jej do głowy. Przypomniała sobie, że ma być karaną za morderstwo Febusa de Châteaupers.
Ten cios był dla niej zaciężkim. Padła jak nieżywa na bruk.
— Dalej! weźcie ją na karawan! — wołał Charmolue — trzeba prędzej z nią skończyć.
Nikt dotąd nie zauważył na galeryi posągów królewskich, będącej nad głównemi drzwiami kościoła,