Klaudyusza Frollo nie było już w katedrze, kiedy jego przybrany syn tak nagle przeciął więzy, które alchemik zgotował biednej cygance. Widząc, że już nieszczęsną mają wsadzać na karawan, wybiegł przez boczną furtkę klasztorną, kazał się przewieźć na lewy brzeg Sekwany i szedł między górzyste ulice Uniwersytetu; biegł przed siebie, sam nie wiedząc dokąd, a wszędzie napotykał tłumy ludzi, zdążających wesoło ku mostowi świętego Michała, aby widzieć czarownicę ginącą. Nawet nie wiedział gdzie się znajduje, ani o czem myśli, czy marzy we śnie lub na jawie. Szedł, biegł, byle być dalej od placu de Grève.
Przebył górę świętej Genowefy i wyszedł z miasta przez bramę świętego Wiktora. Uciekał wciąż, dopóki, oglądając się, mógł widzieć wieże Uniwersytetu