Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/103

Ta strona została skorygowana.
103
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

na oczy, widziała maskę, a, ilekroć ruszył wiosłem, wychylały się długie i szerokie rękawy, jak skrzydła nietoperza. Zresztą dotąd nie rzekł i słowa, jakby nawet nie oddychał.
— Na honor! — zawołał nagle Grintoire — płyniemy sobie swobodnie, a milczymy, jakbyśmy byli zaklęci. Głos ludzki jest najprzyjemniejszą muzyką, tak utrzymuje Dydymus Aleksandryjski, a to był niepośledni filozof. Moja duszko, choć jednem słówkiem przynajmniej się odezwij. Czegóż się krzywisz, kochanko?... Czy wiesz, że parlament ma prawo zewsząd zabierać winowajców, i w kościele Panny Maryi narażałaś się na niebezpieczeństwo... Panie, otóż i księżyc się pokazuje. Żeby nas tylko nie spostrzegli!... Prawda, wielkie dla tej panny robimy poświęcenie, jednak biada nam, gdyby nas pochwycono. Niestety! z dwóch stron ludzie patrzą na czyny ludzkie. To samo karzą we mnie, co w innym wynagradzają. Ten sam chwali Cezara, który gani Katylinę. A co, mistrzu, cóż ty na tę filozofię? bo co ja, to mam filozofię instynktownie, mam ją w naturze. Cóż, u licha, nikt nie odpowiada. Ach! jakież nieznośne macie humory? Muszę sam mówić, a to niebardzo przyjemne. W tragedyi nazywa się to monologiem. Ach! cóż tam za krzyki w Cité!...
Czarny mężczyzna pozwalał bajać poecie. Sam wciąż z wysiłkiem popychał łódź ku wyspie Panny Maryi, którą dzisiaj nazywamy wyspą świetego Ludwika.
— Aha! — znowu odezwał się Grintoire. — Kiedyśmy przechodzili przez tę gromadę truandów, czy wi-