Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/111

Ta strona została skorygowana.
111
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

pochwycił ją, wstrząsnął, rzucił na ziemię i tak za ręce wlókł po bruku do Tour-Roland.
Przybywszy tam, zwrócił się do niej:
— Raz jeszcze ostatni pytam cię, czy chcesz być moją?
Odpowiedziała z siłą:
— Nie.
Krzyknął wtedy donośnie:
— Gudulo! Gudulo! oto cyganka, mścij się teraz nad nią!
Młoda dziewica uczuła, jak ją coś chwyta za ramię. Spojrzała. Wyschła ręka z okienka pochwyciła ją jak obcęgi żelazne.
— Trzymaj, trzymaj! to cyganka, która przed śmiercią uciekła. Pójdę po żołnierzy i zaraz ją powieszą.
Gardłowy śmiech odpowiedział z za muru.
— Ha! ha! ha!
Cyganka widziała, jak alchemik oddalał się w kierunku kościoła Panny Maryi. Z tej strony słychać było głosy przechodzącego oddziału.
Dziewczyna poznała złośliwą pustelnicę. Drżąca z przestrachu, chciała się wyrwać, robiła ostatnie wysilenia rozpaczy, lecz worecznica trzymała ją z niesłychaną siłą. Kościste palce wpiły się w ciało i w niem uwięzły.
Osłabiona upadła przy ścianie, i wtedy opanowała ją bojaźń śmierci. Myślała o powabach życia, o młodości, o widoku słońca, o miłości Febusa, o czarnym mężczyźnie, o kacie i szubienicy. Czuła jak włosy