wieży widać ratusz. Quasimodo podążył za alchemikiem.
Biedny dzwonnik wstąpił na schody, chcąc wiedzieć, poco Klaudyusz tam poszedł; zresztą sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Przepełniony był wściekłością i bojaźnią. Cyganka i Klaudyusz bój wiedli w jego sercu.
Doszedłszy do szczytu wieży, uważał, gdzie jest alchemik. Stał on tyłem do niego. Z oczami, zwróconemi na miasto, oparł się o balustradę i patrzał na most Panny Maryi.
Quasimodo, cichym podszedłszy doń krokiem, chciał zobaczyć, na co tak patrzy. Uwaga alchemika tak była natężoną i czem innem zajętą, że nie słyszał stąpania dzwonnika.
Pyszny to był widok Paryża w owym czasie ze szczytu wież kościoła Panny Maryi przy wschodzie letniego słońca. Niebo dnia tego było pogodne. Kilka opóźnionych gwiazd świeciło jeszcze w różnych punktach, a jedna od wschodu była najjaśniejszą. Słońce wschodzić zaczynało. Paryż począł się ruszać. Białe i czyste światło rozjaśniało przed okiem tysiące domów, olbrzymie cienie wież przenosiły się z dachu na dach. Z niektórych dzielnic miasta podnosiły się już szmery rozmów i pracy ludzkiej. Tam dzwon było słychać, ówdzie młot, gdzieindziej turkot przejeżdżającego wozu. Już niektóre kominy zionęły dymem, woda na rzece połyskiwać poczęła srebrem, a oko, dalej sięgając, przez mgłę poranną mogło rozpoznać zielone łąki i wzgórza. Od wschodu wiaterek pędził drobne chmur szmaty. Na placu Parvis kilka kobiet z mlekiem patrzyło
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/134
Ta strona została skorygowana.
134
WIKTOR HUGO.