— Wszystko — odrzekł Jan. — Krótko mówiąc, potrzebuję pieniędzy.
— Ja ich nie mam.
Jan z miną poważną odrzekł:
— Bardzo mi przykro, mój bracie, ale, kiedy tak, muszę myśleć o sobie — i zostanę truandem.
Wymawiając ten potworny wyraz, przybrał minę Ajaxa, albowiem spodziewał się piorunu na głowę.
Alchemik odrzekł mu obojętnie:
— Zostań sobie truandem.
Jan skłonił się bratu i, gwiżdżąc, schodził ze schodów.
W chwili, gdy przechodził przez dziedziniec koło okna brata, usłyszał, jak się to okno otwarło i głos Klaudyusza:
— Idź do wszystkich dyabłów! ostatnie pieniądze ci daję.
Klaudyusz rzucił Janowi kieskę, od uderzenia której guz mu wyskoczył na czole; to też odszedł zadowolony i zły zarazem, jak pies, uderzony kością pełną szpiku.