Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/30

Ta strona została skorygowana.
30
WIKTOR HUGO.

przeświecała bielejąca się Sekwana. Quasimodo w jednym tylko domu bardzo oddalonym, w jednem tylko okienku widział światło, a dom ten był w stronie bramy świętego Antoniego. Tam musiał ktoś czuwać.
Gdy tak wodził po horyzoncie jedynem swem okiem, uczuwał jakąś dziwną, wewnętrzną trwogę. Od kilku dni miał się już na baczności, albowiem widział jakichś złowrogich ludzi, krążących koło kościoła, którzy spoglądali na schronienie biednej dziewczyny. Myślał, że nowe niebezpieczeństwo zagraża Esmeraldzie. Wyobrażał sobie, że, równie jak jego, i ją ściga nienawiść ludu i sądził, że łatwo jaki wypadek przytrafić się może. Tak więc czuwał na wieży, marząc o wielu rzeczach, i spoglądając to na izdebkę, to na Paryż.
Kiedy w ten sposób przetrząsał wszystkie zakątki miasta okiem, które natura uczyniła tak przenikliwem, że mogło wynagrodzić mu niedostatki innych zmysłów, nagle przy ulicy Vieille Pelleterie, zdawało mu się, że spostrzega jakiś ruch, jakby tłum głów płynących. Zdziwiony tem, zwiększył uwagę. Rzeka owa ruchoma zdawała mu się wpływać w Cité, a stamtąd wychodzić prosto.
W chwili, gdy brnął w domysłach, coby to takiego poruszać się mogło, ta sama fala ukazała mu się na ulicy Parvis, która prosto przechodzi z Cité ku katedrze. Nakoniec, pomimo ciemności, ujrzał wylewające się głowy i tłum, zalegający plac.
Widok ten przerażał. Być może, że ta szczególna procesya, pragnąca ukryć się w ciemnościach, równie głębokie zachowywała też milczenie. Wszakże pewien hałas tworzyć musiała, a zdawał się on nie