Skoro tylko dowiedział się Grintoire, jak cała sprawa stoi i że szubienica i powróz zagrażały osobom tej komedyi, uznał za stosowne nie wdawać się w nią wcale. Truandowie, pomiędzy którymi pozostał ze względu, że są najlepszem towarzystwem w Paryżu, nie zapomnieli przecież o cygance. Zdawało mu się to bardzo naturalnem, albowiem ci ludzie nie galopowali po imaginacyjnych krajach na skrzydłach pegaza. Od nich potem dowiedział się, że jego tytularna małżonka uciekła do kościoła Panny Maryi i był o nią zupełnie spokojnym, nie mając pokuszeń odwiedzenia jej. Zresztą w dzień starał się o kawałek chleba, a wieczorem bazgrał satyry przeciwko rozmaitym osobom. Prócz tego komentował piękne dzieło Baudry-Czerwonego, biskupa Noyon, de Capa Petrarum, które