Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/51

Ta strona została skorygowana.
51
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.

Z wyjątkiem króla, wszyscy mieli głowy odkryte.
Wielmożnik, trzymający się najbliżej króla, czytał mu gatunek długiego memorandum, które Jego Królewska Mość zdawała się słuchać z wielkiem skupieniem ducha. Dwaj Flamandczycy szeptali z sobą na ucho.
— Krzyżu Pański! — burczał Coppenole — nudzi mię już to stanie; czy niema tu gdzie stołka?
Rym odpowiedział skinieniem przeczącem, któremu towarzyszył uśmiech wpółukryty.
— Krzyżu Pański! — mówił dalej Coppenole, okrutnie snadź cierpiący i niezadowolony z przymusowego tego ukrywania się z głosem — bierze mię chętka usiąść tak oto na posadzce, podkurczywszy nogi, po szewcku, jak u siebie przy robocie.
— Ani się ważcie, panie Jakóbie.
— O! trzebaż tu być zawsze na nogach, mistrzu Wilhelmie?
— Albo na klęczkach — odrzekł Rym.
W tej chwili dał się słyszeć głos królewski. Umilkli.
— Pięćdziesiąt soldów suknie pachołków naszych, dwanaście liwrów opończe palestrantów korony naszej! O tak! sypcie złoto beczkami! Zwaryowałeś, czy co Olivierze?
Mówiąc to, starzec podniósł głowę. Na szyi błyszczał mu złoty łańcuch orderu Św. Michała. Światło jarzące oblewało nawprost chude jego i zgryzione oblicze. Wyrwał papiery z rąk tamtego.