— Gieffroy Pincebourde.
— Zajęcie twe?
— Hultaj, proszę jegomości.
— Pocóżeś lazł do tego zakazanego rozruchu?
Hołotnik machał rękami i patrzał na króla wzrokiem osowiałym. Byłato jedna z owych pał tępych, wktórych rozsądkowi równie wygodnie, jak światłu pod korcem.
— Nie wiem — odrzekł. — Szli inni, to i ja poszedłem.
— Czy czasem nie chcieliście napaść i zrabować swojego pana, Starostę Pałacu?
— Wiem, że coś chcieli wziąć u kogoś. Ot i wszystko.
Jeden z łuczników pokazał królowi nóż ogrodniczy, znaleziony przy hultaju.
— Czy to twoja broń? — badał król.
— A tak, proszę jegomomości, bo ja ogrodnik.
— Ten zaś człowiek, to twój towarzysz? Poznajesz go? — spytał Ludwik XI, wskazując na drugiego jeńca.
— Nie. Nie znam go.
— Dość — powiedział król. I, dawszy znak palcem milczącemu drabowi, nieruchomie stojącemu u drzwi, na którego zwracaliśmy już uwagę czytelnika — Kumie Tristanie! — zawołał — masz oto, to dla ciebie.
Tristan Hermita pokłonił się. Dał cichy rozkaz dwóm łucznikom, którzy wyprowadzili wnet biednego ogrodnika.
Król zbliżył się tymczasem do drugiego jeńca, z którego się pot lał kroplami.
— Nazwisko twe?
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/72
Ta strona została skorygowana.
72
WIKTOR HUGO.