— Widziałżeś kiedy rokosz, mości Jakóbie?
— Podnosiłem takowy niekiedy — odrzekł Coppenole.
— I w jakiż sposób sobie radzicie, — spytał król — by rebelię wzniecić?
— Ba, jak najprościej — odrzekł Coppenole. — Tysiące jest sposobów. Najprzód, trzeba żeby miasto było niekontente. To najłatwiejsze. Potem, jak jaki temperament mieszkańców. Nasi w Gandawie nie trudni. Bardzo zawsze kochają syna książęcego, ale samego księcia ani rusz. Otóż więc, pewnego przypuszczam poranku przychodzi do mnie do sklepu ten i ów, i powiada: „Ojcze Coppenole, oto jest u nas tak, a tu inak, a księżna pani ministrów chowa za firanki, a starosta myto nałożył nowe na osypkę świńską, albo inną rzecz jaką“. Cobądź. Wtedy ja, jak stoję, kładę robotę, wychodzę z czeladni, idę na ulicę i wołam: — „Hej, cupu łupu!“ Antałek próżny znajdzie się nie tu, to tam. Włażę nań wtedy i głośno mówię, co mam na sercu, a gdy się jest z ludu, Najjaśniejszy Panie, to się ma zawsze coś na sercu. Brać cechowa wówczas się zbiera, krzyczymy, dzwonimy na gwałt, rozbrajamy panów dworzan i rycerstwo, łączymy się z wieśniactwem, przybyłem na targ, idziemy. I tak będzie się ciągle działo, dopóki po zamkach siedzieć będą panowie, dopóki mieszczan nie zabraknie po miastach, a chłopów po wsiach.
— I przeciw komu to tak hałasujecie w ten sposób? — zagadnął król — przeciw starostom swoim? przeciw szlachcie?
Strona:Wiktor Hugo - Kościół Panny Maryi w Paryżu T.IV.djvu/87
Ta strona została skorygowana.
87
KOŚCIÓŁ PANNY MARYI W PARYŻU.