Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/153

Ta strona została uwierzytelniona.

tyle dobrych, tyle świętych czynów! Na całej twarzy biskupa rozlany był wyraz zadowolenia, nadziei, błogosławieństwa. Był to jakby uśmiech niebieski, rzekłbym opromienienie. Na jego czole odbijało niby wewnętrzne ognisko światła. Dusza sprawiedliwych patrzy we śnie w niebo tajemnicze.
Odblask niebios spoczywał na biskupie.
Współcześnie było to przezrocze świetlane, gdyż to niebo było w niem. Tem niebem było jego sumienie.
W chwili, gdy promień księżyca złączył się, że tak powiem, z tą jasnością wewnętrzną, śpiący biskup ukazał się w aureoli. Jakieś nie wysłowione półświatło otaczało cały obraz. Księżyc na niebie, natura uśpiona, ogród milczący, dom spokojny, uroczysta cisza nocy, dodawały coś niewymownie świętego spoczynkowi starca i otaczały majestatyczną glorją białe włosy i oczy zamknięte, tę twarz tchnącą zaufaniem i nadzieją, tę głowę starca i ten sen dziecięcia.
Było coś boskiego prawie w tym człowieku, tak dostojnym bez wiedzy.
Jan Valjean stał w cieniu, z żelaznym lichtarzem w prawej ręce, nieruchomy, strwożony widokiem jaśniejącego starca. Nic podobnego w życiu nie widział. Przerażało go to zaufanie. Świat moralny nie ma większego widowiska nad to, jakie przedstawia sumienie pomieszane i niespokojne, w chwili spełnienia zbrodniczego czynu patrzące na sen sprawiedliwego.
Ten sen, odosobnienie, z takim jak on sąsiadem, miało coś szczytnego; uczuł to niewyraźnie, ale silnie.
Nikt, ani on sam, nie zdołałby powiedzieć, co się w nim działo. Żeby sobie zdać sprawę, trzeba wyobrazić coś najgwałtowniejszego wobec tego, co jest łagodniejszem. Na jego twarzy z trudnością byś co wyczytał, prócz dzikiego zdumienia. Patrzył. Nic więcej. Ale co myślał? Niepodobna odgadnąć. Widocznie był wzruszony, wstrząśnięty. Lecz jakiego rodzaju było to wzruszenie?
Nie spuszczał oka ze starca. W całej postawie