żowych kolorach lud paryzki. A jednak nie jest to „motłoch poczciwy!“ Paryżanin jest tem we Francji, czem Ateńczyk w Grecji; nikt lepiej od niego nie śpi, nikt nie jest bardziej od niego płochym i leniwym, nikt bardziej zapominającym doznane krzywdy; ale nie ufaj tym pozorom: zdolny jest do wszelkiej płochości i niedbalstwa; gdy chodzi o chwałę, gotów jest na wszelkie szaleństwo. Daj mu lancę, dokona 10-go sierpnia; daj mu karabin, wygra batalję pod Austerlitz. Jest punktem oparcia Napoleona i źródłem potęgi Dantona. Ojczyzna w niebezpieczeństwie? zaciąga się na ochotnika; zagrożona swoboda? stawia barykady. Biada wrogom! jego włosy, pełne gniewu, jeżą się kolcami lancy; jego bluza przybiera kształt bohaterskiego płaszcza. Strzeżcie się! Na pierwszej lepszej ulicy zada wam klęskę sromotną. Gdy wybije godzina, ten mieszkaniec przedmieścia urośnie, ten człowieczek dźwignie się i spojrzy ci strasznie w oczy; jego oddech stanie się burzą; z tej wątłej piersi wyrwą się wichry, mogące zmienić Alp kształty. Dzięki mieszkańcom przedmieścia, armja Napoleona zdobyła Europę. Śpiewa, w tem jego uciecha. Ułóżcie pieśń do jego charakteru, a ujrzycie! Dopóki jego zwrotką jest Carmanjola, burzy tron Burbonów — pozwólcie mu zaśpiewać Marsyljankę, a świat zawojuje.
Napisawszy tę notę na marginesie raportu Anglesa, powracamy do naszych par szczęśliwych. Jakeśmy powiedzieli, obiad się kończył.