Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/252

Ta strona została uwierzytelniona.

Był stoicki, poważny, surowy, smutny marzyciel; pokorny i wyniosły jak fanatycy. Spojrzeniem jak świdrem ziębił i przeszywał. Całe jego życie zamykało się w dwóch słowach: czuwać i dozorować. Wytknąłby linję prostą w najkrzywszej rzeczy na świecie. Sumiennie był przekonany o swej użyteczności, czuł religijne poszanowanie dla swego urzędu. Biada temu, kto wpadł w jego ręce! Aresztowałby rodzonego ojca, uciekającego z galer; denuncjowałby matkę, gdyby umknęła z więzienia. I uczyniłby to z wewnętrznem zadowoleniem, jakie daje cnota. Dodaj do tego życie najskromniejsze, surową wstrzemięźliwość, samotność, zaparcie się, czystość obyczajów, żadnej rozrywki. Uosabiał nieubłagany obowiązek, policję pojętą tak jak Lacedemonie pojmowali Sparte, śledzenie niemiłosierne, dziką uczciwość: był szpiegiem-Katonem, Brutusem Vidocquiem.
Cała postać Javerta wyrażała człowieka, który śledzi i ukrywa się. Mistyczna szkoła Józefa de Maistre, która wówczas krasiła kosmogonją dzienniki ultra zwane, niechybnieby powiedziała, że Javert jest symbolem. Nie widziałeś jego czoła, znikającego pod kapeluszem: nie widziałeś jego oczów, zagłębionych pod brwiami, nie widziałeś jego brody, utkwionej w halsztuku, nie widziałeś jego rąk, ginących w długich rękawach, nie widziałeś jego kija, który nosił pod surdutem. Ale gdy sposobność się zdarzyła, nagle, jak z zasadzki wychodziło z tego cienia czoło wązkie i kanciaste, spojrzenie złowrogie, groźna broda, ogromne ręce i olbrzymia pałka.
W chwilach wypoczynku, rzadkich bardzo, czytał, chociaż nienawidził książek; nie był też zupełnie bez wykształcenia. Poznawałeś to z kilku górnych frazesów, któremi niekiedy zaprawiał swą mowę.
Powiedzieliśmy już, że nie miał żadnych nałogów, żadnych wad. Gdy był z siebie zadowolony, pozwalał sobie szczypty tabaki. Tem jednem stykał się z rodzajem ludzkim.
Łatwo pojmiemy, że Javert był postrachem całej klasy ludzi, których statystyka roczna ministerjum spra-