Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/305

Ta strona została uwierzytelniona.

tak jak z innymi. Gdym karcił złoczyńców, gdym się srożył na hultajów, często mówiłem do siebie: słuchaj, jeżeli w czem się potkniesz, jeżeli cię schwytam na jakiej zdrożności, biada ci! — Potknąłem się, schwytałem na gorącym uczynku, tem gorzej! Trzeba mię zdegradować, wypędzić! To konieczność. Mam zdrowe ręce, najmę się za parobka, wszystko mi jedno. Panie merze, dobro służby wymaga przykładu. Żądam poprostu oddalenia ze służby inspektora Javert.
Wszystko to mówił tonem pokornym i dumnym, z rozpaczą i głębokiem przekonaniem, i mimowoli upatrywałeś jakąś dziwaczną wielkość w tym dziwnie uczciwym człowieku.
— Zobaczymy — rzekł p. Madeleine.
I podał mu rękę.
Javert cofnął się i rzekł dzikim tonem:
— Przepraszam pana mera, to być nie może.
Potem nizko się ukłonił i szedł ku drzwiom.
Tu zatrzymał się i rzekł, spuściwszy oczy:
— Panie merze, pozostaję w służbie, dopóki nie otrzymam dymisji.
Wyszedł. P. Madeleine zamyślony słyszał rozlegający się po posadzce korytarza jego chód pewny i mocny.