Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/331

Ta strona została uwierzytelniona.

samolubstwo: tylko różne formy samolubstwa, ale zawsze samolubstwo! Gdybym nieco pomyślał o drugich? Najpierwszą świętością jest myśleć o drugich. Zobaczmy, rozważmy! Usuńmy moje ja, zniszczmy je, zapomnijmy o niem: to cóż będzie z tej sprawy? — Jeżeli się zadenuncjuję, biorą mię, wypuszczają owego Champmathieu, wsadzają mię znowu na galery; bardzo dobrze, cóż dalej? Co tutaj się stanie? A! tutaj jest kraj, miasto, fabyki, przemysł, robotnicy, mężczyźni i kobiety, starcy i dzieci — tyle biedaków! Wszystko to dźwignąłem z nędzy i dziś daję im utrzymanie; gdziekolwiek dymi się komin, ja położyłem drzew na ognisko i mięsa do garnka, stworzyłem pomyślność, ruch handlowy, kredyt. Cóż tu było wprzód, nimem przybył? Jam dźwignął, ożywił, użyźnił, zbogacił całą okolicę; mnie zabraknie, duszy zabraknie. Usunę się, wszystko zamrze. — A ta kobieta, co wycierpiała tyle, co mimo upadku ma tyle przymiotów, której nieszczęść byłem mimowolnym sprawcą! A to dziecię, które przyrzekłem matce sprowadzić! Czyliż nie jestem obowiązanym wynagrodzić tej kobiecie złe jej wyrządzone? Jeżeli zniknę, cóż się stanie? Matka umrze, dziecię stanie się igraszką losu. A gdybym się nie denuncjował? No zobaczmy, gdybym się nie denuncjował?
Zadawszy sobie to pytanie, zatrzymał się i przez chwilę zawahał się i zadrżał: ale chwila ta krótko trwała i odpowiedział spokojnie:
— Dobrze, ten człowiek pójdzie na galery, to prawda, ależ do djabła, kradł! Próżno w siebie wmawiam, że nie ukradł: ukradł! Ja pozostaję tutaj i dalej pracuję. Za lat dziesięć zarobię dziesięć miljonów, włożę je w kraj, dla siebie nie potrzebuję, po co mi to? Przecież nie dla siebie pracuję! Pomyślność wszystkich wzrasta, przemysł się ożywia, wywołuje współzawodnictwo, fabryki i huty się mnożą, rodziny, sto rodzin, tysiące rodzin są szczęśliwe, i okolica się zaludnia; powstają sioła z folwarków, folwarki na pustkowiach; nędza znika a za nędzą znikają rozpusta,