Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/386

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zwrócę uwagę pana prokuratora, odpowiedział prezes, że inspektor policji Javert, którego obowiązki powoływały do głównego miasta sąsiedniego okręgu, bezzwłocznie po złożeniu zeznania opuścił audjencję i miasto. Upoważniliśmy go do tego za zgodą pana prokuratora i obrońcy oskarżonego.
— To prawda, panie prezesie — odparł prokurator. W nieobecności inspektora Javert, czuję się w obowiązku przypomnieć panom przysięgłym, co powiedział w tem tu miejscu przed kilkoma godzinami. Javert jest człowiek szanowany, surowością i ścisłością wykonywania służby przynosi zaszczyt urzędowi swemu, podrzędnemu wprawdzie ale wielkiej wagi. Oto są słowa jego zeznania: „Nie potrzebuję domysłów moralnych i dowodów materjalnych, zadających fałsz przeczeniom oskarżonego. Poznaję go doskonale. Człowiek ten nie nazywa się Champmathieu; to dawny galernik niebezpieczny i straszny, nazwiskiem Jan Valjean. Po wysiedzeniu kary, uwolniono go z wielkim żalem. Siedmnaście lat na galerach za kradzież gwałtowną. Pięć czy sześć razy usiłował uciec. Oprócz kradzieży u Gerwazka i w ogrodzie Pierron, mam podejrzenie, że okradł jego wysokość nieboszczyka biskupa w D. — Często go widywałem, będąc pomocnikiem nadzorcy więzień w Tulonie. Powtarzam, poznaję go doskonale.“
To oświadczenie tak dobitne sprawiło wielkie wrażenie na przysięgłych i publiczności. Prokurator nalegał, aby w nieobecności Javerta przywołano trzech świadków: Breveta, Chenildieu i Cochepaille i zapytano ich uroczyście.
Prezes wydał rozkaz woźnemu i wkrótce otworzyły się drzwi od izby świadków. Woźny w towarzystwie żandarma, gotowego dać czynną pomoc, wprowadził skazanego Breveta. Zawieszono posiedzenie; wszystkich serca, jak jednego człowieka gwałtownie zabiły.