Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/415

Ta strona została uwierzytelniona.

Jan Valjean położył rękę na ręce Javerta, który go trzymał za szyję, otworzył ją, jakby rączynę dziecięcia i rzekł do Javerta:
— Zabiłeś tę kobietę.
— Czy skończymy raz! — wołał wściekły Javert — nie po to przyszedłem, by słuchać banialuków. Nie traćmy czasu; straż jest na dole, ruszajmy zaraz, albo kajdanki na ręce i nogi!
W kącie pokoju stało stare łóżko żelazne w dość złym stanie, na którem spoczywały siostry, gdy czuwały w nocy, Jan Valjean postąpił ku temu łóżku, rozebrał je w mgnieniu oka, ujął w pięść główny pręt i spojrzał na Javerta. Javert cofnął się ku drzwiom.
Jan Valjean, trzymając sztabę żelazną w dłoni, szedł zwolna do łoża Fantiny. Stanąwszy przy niem, obrócił się i rzekł ledwie dosłyszanym głosem:
— Nie radzę ci przeszkadzać mi teraz.
To pewna, że Javert drżał, jak listek.
Przyszło mu na myśl wyjść i zawołać wartę, ale Jan Valjean mógł skorzystać z tej chwili i uciec. Pozostał więc, porwał kij za cieńszy koniec i oparł się o ramę drzwi, nie spuszczając z oczów Jana Valjean.
Jan Valjean wsparł łokieć na krawędzi łóżka, czoło opuścił na dłoń i patrzył na Fantinę nieruchomą i rozciągniętą. Tak pogrążony w zadumie, milczący, widocznie nie myślał o żadnej rzeczy tego świata. Na jego twarzy i w całej postawie malowała się litość niewysłowiona. Pomarzywszy chwilę, pochylił się ku Fantinie i mówił do niej po cichu.
Co mówił? Co mógł powiedzieć człowiek, wyrzutek społeczeństwa do kobiety umarłej? Jakie były te słowa? Nikt na ziemi ich nie słyszał. Czy usłyszała zmarła? Są rozczulające złudzenia, kto wie? może szczytne rzeczywistości! To jedno nie ulega wątpliwości, że siostra Symplicja, jedyny świadek tego, co się działo, często opowiadała, że w chwili, gdy Jan Valjean mówił do ucha Fantiny, widziała wyraźnie wykwitający