Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/64

Ta strona została uwierzytelniona.

reprezentant ludu, był niegdyś potęgą ziemską; pierwszy raz w życiu biskup poczuł się w usposobieniu do surowości.
Konwencjonista tymczasem przypatrywał mu się ze skromną serdecznością jakąś, w której badacz mógłby był poczuć pokorę, jaka przystała człowiekowi, mającemu za chwilę w proch się rozsypać.
Biskup ze swej strony, chociaż się wystrzegał ciekawości, która wedle niego mogła się stać prawie obrażającą, nie mógł się powstrzymać od rozpatrywania się w tym człowieku z uwagą, która nie płynęła wcale z miłości i współczucia, i byłoby mu pewnie względem każdego innego wyrzucało ją sumienie: konwencjonista wydawał mu się trochę istotą, wyłączoną z praw ogólnych, nawet z prawa miłosierdzia.
G... spokojny, prawie wyprostowany, miał głos silny jeszcze i dźwięczny, przedstawiał typ osiemdziesięcioletniego człowieka, któryby zadziwił fizjologa. Rewolucja wielu wydała takich ludzi dorosłych do miary tej epoki. Czuć w nim było męża, który przetrwał wszystkie próby. Blizki śmierci, miał jeszcze ruchy i postawę zdrowia... W jego wejrzeniu jasnem, w mowie wyraźnej, w silnem dźwiganiu ramion, było tyle życia, że się go śmierć ulęknąć i cofnąć przed nim mogła. Azrael, mahometański anioł grobów, byłby przed nim ustąpił i sądził, że się omylił, nie do tych drzwi pukając, gdzie nań czekano. G... zdawał się umierać dlatego tylko, że tego żądał; w jego skonaniu była jakaś swoboda: nogi tylko miał nieruchome. Ciemności szły i postępowały nań od dołu. Nogi były już zimne i umarłe, a głowa jeszcze żyła całą potęgą życia pełnego i zdawała się jaśnieć światłem. G... w tej chwili poważny, podobny był temu królowi wschodniej powieści, który był u góry ciałem, od dołu marmurem.
Leżał kamień niedaleko. Biskup siadł na nim i począł rozmowę ex abrupto.