Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/71

Ta strona została uwierzytelniona.

wisz o tej męczarni Tantala, zastosowanej przeciw biednej matce? Pamiętaj pan o tem dobrze, epoka ta miała powody bytu: gniewy jej i namiętność uniewinni przyszłość — jej skutkiem — poprawa świata. Z jej najdzikszych ciosów rosną dla ludzkości pieszczoty. Skracam, kończę, bo mam zbyt wiele za sobą — a zresztą... umieram.
I odwróciwszy oczy od biskupa, konwencjonista dokończył myśli swej w kilku słowach spokojnych.
— Tak, tak: postęp w swym chodzie nieubłaganym zowie się przewrotem. Gdy ten ustanie, uznają później, że ludzkość cierpiała, lecz szła.
Konwencjonista nie wiedział, nie domyślał się, że mówiąc, zbijał wszystkie argumentu, jakie biskup w duchu przeciwko niemu stawił; pozostał wszakże jeden jeszcze i z za okopów monsinior Benvenuto, opierając się jeszcze, strzelił nim, a w słowie jego znowu cała surowość początku rozmowy się ozwała.
— Postęp powinien mieć wiarę w Boga. Bezbożny sługa nie może ku dobremu służyć, złym przewodnikiem dla ludzkości jest ateizm.
Stary reprezentant ludu nic nie odpowiedział, począł drżeć, spojrzał w niebo i łza powoli napełniła mu źrenice — gdy te wezbrały, pociekła po twarzy wybladłej, a starzec odezwał się jąkając, cicho i jakby do siebie, spoglądając w głębiny niebios:
— O Ty! o ideale! Ty, co sam jesteś istnością!!
Biskup doznał niedającego się opisać wzruszenia.
Po chwili milczenia, starzec podniósł palec w niebo i rzekł:
— Jest nieskończoność... tam! tam! Gdyby nieskończoność nie miała swojego ja, ja byłoby jej granicą, nie byłoby nieskończoności... jaśniej mówiąc: nie istniałaby... A ona jest! więc ma swe ja... Tem ja nieskończoności jest Bóg.
Umierający wyrzekł te wyrazy ostatnie głosem donośnym, ze drżeniem zachwytu wewnętrznego, jak