Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz1.pdf/97

Ta strona została uwierzytelniona.

mego znajomego, i udał się pod Trzy Delfiny. Blask tej chwały Labarra z pod Trzech Delfinów oświecał przez przestrzeń dwudziestu pięciu mil i Labarra pod Krzyżem Kolbasa. Mówiono o nim w mieście: To krewny tego z Grenobli.
Podróżny skierował kroki ku tej austerji najlepszej w okolicy. Wszedł do kuchni, wychodzącej wprost na ulicę. Paliło się na wszystkich piecykach: w kominie wielki ogień wił się wesołym płomieniem. Gospodarz, zarazem wielki kuchmistrz, zaglądał do rądli, to na ognisko, troskliwie pilnując doskonałego obiadu dla furmanów, których śmiechy i wesołe krzyki dochodziły z sąsiedniej izby. Ktokolwiek podróżował, wie, że nikt lepiej nie jada od furmanów. Tłusty świszcz, obok białe kuropatwy i cietrzewie kręciły się na długim rożnie przy ogniu; na piecykach smażyły się w patelniach dwa duże karpie z jeziora Lauzet i pstrąg z jeziora Alloz.
Gospodarz, słysząc, że się drzwi otwierają i ktoś nowy wchodzi, rzekł, nie podnosząc oczu od piecyków:
— Czego pan sobie życzy?
— Juści spać — odpowiedział podróżny.
— Nic nadto łatwiejszego — mówił gospodarz. W tej chwili odwrócił głowę, jednym rzutem oka obejrzał podróżnego, i dodał: za pieniądze?
Człowiek wyjął z kieszeni bluzy gruby worek skórzany i odpowiedział:
— Mam pieniądze.
— W takim razie służę — rzekł gospodarz.
Człowiek schował sakiewkę do kieszeni, zdjął z siebie tłumoczek, położył na ziemi przy drzwiach i z kijem w ręku usiadł na ławeczce przed ogniem. Miasto D. leży w górach. Wieczory październikowe bywają chłodne.
Tymczasem gospodarz, krzątając się przy kominie, bacznie przypatrywał się podróżnemu.
— Prędko dadzą obiad? — zapytał nieznajomy.