Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/119

Ta strona została uwierzytelniona.

jego żywiołem; podarte sumienie wiedzie do życia rozpasanego i prawdopodobnie w burzliwej epoce 18 czerwca 1815 r., Thenardier należał do tej odmiany kramarzy-włóczęgów, o której już mówiliśmy, snujących się wszędzie, przedających tu, kradnących tam, podróżujących z żoną i dziećmi w jakiej starej dryndulce, zwykle za wojskiem w pochodzie, instynktowo czepiając się armji zwycięzkiej. Po skończonej kampanji, mając, jak mówił „certum quantum“ założył garkuchnię w Montfermeil.
To certum quantum złożone z sakiewek, zegarków, pierścieni i krzyżów srebrnych, zebranych w czasie żniwa w brózdach zasianych trupami, nie stanowiło wielkiej summy i niedaleko zaprowadziło markietana przemienionego na karczmarza.
Thenardier miał w ruchach coś sztywnego, co gdy klął przypominało koszary, a gdy się żegnał — seminarjum. Był płynnym gadułą. Udawał uczonego; ale bakałarz zauważył, że niepoprawnie, mówi po-francuzku. Wybornie redagował rachunki podróżnych, ale wprawne oko nieraz dostrzegło błędy ortograficzne. Thenardier był skryty, podstępny, niewstrzemięźliwy, rozwięzły i przebiegły. Nie gardził służącemi, i to było przyczyną, że ich żona nie trzymała. Olbrzymka była zazdrosną. Zdawało jej się, że o tego chudego i wyżółkłego człowieczka, dobijają się wszystkie kobiety.
Nadewszystko celujący w chytrości i równowadze, Thenardier był łotrem z rodzaju umiarkowanych. Gatunek to najgorszy, bo zmieszany z obłudą.
Nie idzie za tem, by Thenardier nie był czasami zdolny do gniewu przynajmniej takiego, jak jego żona: zdarzało się to wszakże rzadko, a wtedy, mając urazę do całego rodzaju ludzkiego, gdy w nim palił się ognisty piec nienawiści, należąc do tych ludzi, co wiecznie się mszczą i oskarżają lada przechodnia o wszystko, co na nich spadnie, i zawsze gotowi są ci-