Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/126

Ta strona została uwierzytelniona.





IV.
Lalka wychodzi na scenę.

Rzęd kramików pod gołem niebem ciągnął się jak sobie przypominacie, od kościoła do oberży Thenardierów. Ponieważ wkrótce mieszczanie mieli iść na pasterkę, odprawiającą, się o północy, kramy oświecone były świecami w rurach papierowych, co, jak mówił bakałarz w tej chwili siedzący za stołem u Thenardierów, sprawiało „czarodziejski widok.“ Za to, ani jednej gwiazdy na niebie.
Ostatni barak na wprost drzwi Thenardierów mieścił kram z zabawkami dziecinnemi; cały błyszczał od szkiełek, świecidełek i wspaniałych wyrobów blaszanych. Na przodzie straganu, kramarz postawił na kawałku białego obrusa ogromną lalkę, dwie stopy wysoką, ze złotemi kłosami na głowie, w sukni z różowej gazy; lalka miała włosy prawdziwe i oczy emaljowe. Codziennie przechodnie mniej niż dziesięcioletni, rozdziawiwszy gęby podziwiali to cudo; w całem Montfermeil nie znalazła się matka tak bogata lub tak rozrzutna, by ją kupiła dla swego dziecka. Eponina i Anzelma po całych godzinach przypatrywały się lalce; Cozetta także rzucała na nią ukradkowe spojrzenia.
W chwili gdy Cozetta wyszła z konewką w ręku, choć ponura i znękana, nie mogła się oprzeć pokusie i spojrzała na cudowną lalkę, na damę, jak ją nazy-