Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/129

Ta strona została uwierzytelniona.

wioski, wolniały jej kroki. Minąwszy róg ostatniego domu, Cozetta się zatrzymała. Trudno było puszczać się za sklep ostatni, niepodobieństwem pójść dalej za ostatni dom. Postawiła na ziemi konewkę, wpiła palce we włosy i zaczęła drapać się w głowę, jak to zwykły czynić dzieci przerażone i niepewne. Była już nie w Montfermeil, lecz na polu. Przed nią roztaczała się przestrzeń pusta, ciemna. Z rozpaczą spojrzała na tę noc, w której żywej duszy nie było widać, gdzie krążyły tylko dzikie zwierzęta, a może duchy. Patrzyła przed siebie, i usłyszał stąpania zwierząt po trawie, zobaczyła wyraźnie nieboszczyków poruszających się na drzewach. Wówczas schwyciła konowkę, strach dodał jej odwagi: — Ha — rzekła — powiem jej, że nie ma wody! — I śmiało zawróciła do Montfermeil.
Uszedłszy ze sto kroków zatrzymała się i znowu zaczęła drapać w głowę. Teraz ukazała się jej Thenardierowa; Thenardierowa ohydna, z gębą hyeny i iskrzącemi się od gniewu oczyma. Dziecię rzuciło żałosne spojrzenie przed siebie i za siebie. Co począć? gdzie się obrócić? dokąd pójść? Przed nią jędza Thenardierowa, za nią wszystkie widma nocy i lasów. Thenardierowa wydała się jej straszniejszą. Zawróciła do zdroju i biedz zaczęła. Przebiegła wioskę, wpadła do lasu nie patrząc już na nic, nie słuchając niczego. Zwolniła kroku gdy jej tchu zabrakło, ale szła dalej przed siebie, jak obłąkana.
Tak biegnąc brała ją ochota płakać. Nocne drżenie lasu ogarniało ją całą.
Przestała myśleć, przestała patrzeć. Niezmierna noc walczyła z tą drobną istotą. Z jednej strony nieskończoność cieni, z drugiej — pruszynka.
Od skraju lasu do zdroju było siedm lub ośm minut drogi. Cozetta dobrze znała drogę, odbywając ją kilka razy we dnie. I dziwna rzecz nie zabłąkała nię wcale. Ślepy instynkt ją prowadził. A jednak sie patrzyła ani na prawo ani na lewo, z obawy, by