Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/164

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mało! — rzekł tonem Castlereagh’a redagującego na kongresie wiedeńskim likwidację, którą miała Francja zapłacić.
— Panie Thenardier, masz słuszność, wart tego, mruczała żona, myśląc o lalce danej Cozecie w oczach jej córek, to sprawiedliwie, ale za wiele. Nie zechce zapłacić.
Thenardier roześmiał się zimno i rzekł:
— Zapłaci.
Ten śmiech był najwyższą oznaką pewności i siły. Musiało się stać co było powiedziane takim tonem. Żona nie nalegała więcej. Zaczęła ustawiać stoły, mąż przechadzał się wzdłuż i wszerz po izbie. Po chwili dodał:
— Zadłużyłem się tysiąc pięćset franków! Usiadł przed kominem i rozmyślał stawiąc nogi na ciepłym popiele.
— Ale! — odezwała się żona — nie zapominaj, że dziś wyrzucam za drzwi Cozettę? Ten potwór pożera mi serce swoją lalką. Wolałabym zaślubić Ludwika XVIII, niż trzymać ją w domu jeden dzień dłużej!
Thenardier zapalił fajkę i odpowiedział puszczając kłęby dymu:
— Oddasz rachunek człowiekowi.
Potem wyszedł.
Ledwie opuścił izbę, gdy wszedł do niej podróżny.
Thenardier natychmiast wrócił się za nim i stał nieruchomy we drzwiach na pół otwartych, widzialny tylko dla żony.
Człowiek żółty miał w ręku kij i zawiniątko.
— Tak rano pan wstał! — rzekła Thenardierowa — czy nas już opuszcza?
Mówiąc to, zakłopotana obracała w rękach kartę z rachunkiem, i gniotła ją paznokciami. Gruba jej twarz wyrażała niezwyczajne uczucie bojaźliwości i skrupułu.
Podać taki rachunek człowiekowi, który miał