Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/173

Ta strona została uwierzytelniona.

A przytem, to zawiniątko z ubraniem dla małej, wcześnie przygotowanem, czyż to nie osobliwość? W tem wszystkiem tkwi jakaś tajemnica. Głupi kto puszcza tajemnice, które trzyma w ręku. Tajemnice bogaczów są gąbkami pełnemi złota, trzeba tylko umieć je wycisnąć.
Takie myśli snuły mu się po głowie. — Dalibóg bydle ze mnie — mówił do siebie.
Wychodząc z Monfermeil, na zawrocie drogi do Livry roztacza się przed oczyma szeroka płaszczyzna. Doszedłszy do skraju, Thenardier był pewny, że zobaczy gdzieś w dali człowieka i małą. Patrzył jak tylko wzrok mógł dosięgnąć i nic nie widział. Rozpytywał się jeszcze i to mu trochę zabrało czasu. Przechodnie powiedzieli, że człowiek i dziecię, których szuka, zawrócili ku lasowi w stronę Gagny. Pospieszył w tym kierunku.
Wprawdzie byli dość daleko, ale dziecię idzie powoli, a on szedł jak mógł najprędzej. Przytem doskonale znał miejscowość.
Nagle stanął i uderzył się w czoło jak człowiek, który zapomniał o najważniejszej rzeczy i gotów był zawrócić.
— Powinienem był wziąć strzelbę — rzekł do siebie.
Thenardier należał do tych dwoistych charakterów, co niekiedy mimo naszej wiedzy pośród nas się kręcą i znikają niepoznani, bo los tylko jedną ich stronę odsłonił. Przeznaczono jest wielu ludziom żyć tak na wpół zanurzonym w mroku. W warunkach życia zwyczajnych, w położeniu spokojnem, Thenardier miał wszystkie przymioty potrzebne, by wydawać się — nie powiadamy być w istocie — tem co nazywają pospolicie uczciwym przemysłowcem, dobrym mieszczaninem; współcześnie jednak przy sprzyjających okolicznościach, przy wstrząśnieniach, dobywających z głębi jego naturę, był w gotowości stać się zbrodniarzem. W kramarzu tym mieszkała potwora. Czart nie raz musiał