Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/284

Ta strona została uwierzytelniona.

W owym czasie mieszkała w klasztorze kobieta tajemnicza, która nie była nawet zakonnicą; obchodzono się z nią z wielkiemi względami i nazywana ją panią Albertyną. Tyle tylko o niej wiedziano, że była warjatką i że na świecie miano ją za umarłą. Mówiono, że historja jej ukrywa pewne układy majątkowe, potrzebne do zawarcia świetnego małżeństwa.
Kobieta ta zaledwie trzydziestoletnia, dość piękna szatynka, błędnie patrzyła dużemi czarnemi oczyma, Czy co widziała? Wątpiono. Przesuwała się jak cień raczej niż chodziła; nigdy nie mówiła, powątpiewano nawet czy oddychała. Nozdrza jej były ściągnięte i blade, jak po skonaniu. Dotknąć jej ręki było to samo co dotknąć śniegu. Miała dziwne powaby widma, Gdziekolwiek weszła, uczuwano chłód. Jedna zakonnica, widząc ją przechodzącą, rzekła do drugiej: — Uchodzi za umarłą. — Może nią jest naprawdę, odpowiedziała druga.
Tysiące rzeczy opowiadano o pani Albertynie. Był to przedmiot ciągłej ciekawości pensjonarek. W kaplicy była loża zwana Wole oko. W tej loży, mającej tylko jeden otwór okrągły w kształcie oka, zwykle słuchała nabożeństwa Albertyna. Siedziała sama, loża była na pierwszem piętrze i można z niej było widzieć kaznodzieję lub celebransa, co było wzbronione zakonnicom. Pewnego dnia kazał młody ksiądz wysokiego stopnia, książę Rohan, par Francji, oficer muszkieterów czerwonych w r. 1815, gdy był księciem Leon, zmarły po r. 1830 kardynałem i arcybiskupem Besançon. Po raz to pierwszy ksiądz Rohan miał kazanie w klasztorze Picpusa Małego. Pani Albertyna zwykle siedziała na kazaniu i nabożeństwie najspokojniejsza i jak głaz nieruchoma. W tym dniu, gdy zobaczyła księdza Rohan, podniosła się na pół z siedzenia i zawołała głośno wśród ciszy kaplicy: — A, to August! Całe zgromadzenie osłupiałe obróciło głowę, kaznodzieja podniósł oczy, ale pani Albertyna wpadła w zwykłą nieruchomość. Tchnienie zewnętrznego świa-