Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/331

Ta strona została uwierzytelniona.

rego Fauchelevent. Błąkał się omackiem w domysłach i widział jasno tylko to jedno, że p. Madeleine ocalił mu życie. Ta jedyna pewność wystarczała i wpłynęła stanowczo na jego wolę. Rzekł do siebie: Teraz moja kolej. Dodał w głębi sumienia: P. Madeleine nie zastanawiał się tak długo, gdy szło o dostanie się pod wóz i wydobycie mnie z pod niego. I postanowił ocalić p. Madeleine.
Później zadawał sobie różne zapytania, i odpowiadał na nie: — Potem co dla mnie uczynił, gdyby to był złodziej, czy mam go ocalić? należy. A gdyby był mordercą, czy mam go ocalić? należy.
Ale najtrudniejsze zadanie, jak go zostawić w klasztorze! Wydawało się to zamysłem szalonym, a jednak nie cofnął się Fauchelevent; biedny ten wieśniak pikardyjski, nie mając innych zasobów prócz poświęcenia, dobrej woli i tej odrobiny starej przebiegłości włościańskiej, tym razem oddanej na usługi szlachetnemu zamiarowi, postanowił przedrzeć się przez wszystkie przeszkody klasztorne i strome urwiska, reguły św. Benedykta. Stary Fauchelevent przez całe życie był samolubem; przy schyłku dni swoich, kulawy, ułomny, niczem już nieprzywiązany do świata, uczuł słodycz wdzięczności i gdy mu się zdarzała sposobność do cnotliwego uczynku, chwycił się jej jak człowiek, który w chwili konania, znajdując pod ręką szklankę doskonałego wina, którego nie kosztował nigdy, wypija ją łakomie. Dodać można, że powietrze, którem od kilku lat oddychał w tym klasztorze, zniszczyło w nim osobistość i dało uczuć potrzebę dobrych uczynków.
Postanowił więc poświęcić się dla p. Madeleine. Nazwaliśmy go biednym wieśniakiem pikardyjskim. Nazwa słuszna, ale niezupełna. W tem miejscu, do któregośmy doszli w naszem opowiadaniu, przyda się kilka fizjologicznych rysów ojca Fauchelevent. Był wieśniakiem, ale był także pisarzem u notarjusza, co do jego przebiegłości dołączyło matactwo, a do nai-