Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/337

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jest pogrzebiony — dodał Jan Valjean, uśmiechając się smutnie..
Fauchelevent odbił słówko.
— Ba! gdybyś pan pozostał tutaj, rzeczywiście byłbyś pogrzebiony.
Rozległo się czwarte dzwonienie. Fauchelevent żywo zdjął z gwoździa rzemień z dzwonkiem i zapiął u kolana.
— Teraz, to na mnie dzwonią. Matka przełożona mię woła. Dobryś! ukłułem się zębem sprzączki. Panie Madeleine, nie wychodź ani kroku; czekaj na mnie. Zaszło coś nowego. Jeśli panu jeść się zachce, tam jest wino, chleb i ser.
I wyszedł z chałupy, wołając: Zaraz! zaraz!
Jan Valjean patrzył jak biegł przez ogród ile mu tylko pozwalała wykrzywiona noga i patrzył na swe melony.
Nie upłynęło dziesięciu minut, ojciec Fauchelevent, którego dzwonek spłaszał po drodze zakonnice, zastukał do drzwi, a cichy głos wewnątrz odpowiedział: Na wieki wieków, to jest: Wejdźcie!
Te drzwi prowadziły do parlatorjum, w którem rozmawiano z ogrodnikiem, gdy mu wydawano jakie polecenie. Parlatorjum przytykało do sali kapituły. Przełożona, siedząc na jedynem krześle w parlatorjum, czekała na Fauchelevent.