Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/355

Ta strona została uwierzytelniona.

Że przełożona powiedziała, aby przyprowadził brata jutro wieczór, po pozornem pochowaniu zwłok na cmentarzu. Ale że nie mógł sprowadzić p. Madeleine z miasta, dopóki p. Madeleine nie wyjdzie na miasto. Że w tem właśnie był główny kłopot. A przytem, że miał drugi kłopot z próżną trumną.
— Co za próżna trumna? — zapytał Jan Valjean.
Fauchelevent odpowiedział:
— Trumna skarbowa.
— Jaka trumna? dlaczego skarbowa?
— Umiera zakonnica. Przychodzi lekarz miasta i mówi: umarła zakonnica. Rząd przysyła trumnę. Nazajutrz przysyła karawan i żałobników, by zabrali trumnę i powieźli na cmentarz. Żałobnicy przyjdą i podniosą trumnę; będzie wewnątrz pustą.
— Włóżcie cokolwiek.
— Trupa? nie mam.
— Nie trupa.
— Cóż więc?
— Żywego człowieka.
— Jakiego żywego człowieka?
— Mnie — rzekł Jan Valjean.
Fauchelevent, który siedział, zerwał się jakby pod nim pękł granat.
— Pana?
— Czemu nie?
Jan Valjean uśmiechnął się tym rzadkim uśmiechem, który zdarza się jak błyskawica na niebie zimowem.
— Pamiętacie przecież, Fauchelevent, żeście mówili, iż matka Ukrzyżowanie umarła, a ja dodałem: i ojciec Madeleine jest pogrzebiony. To właśnie się stanie.
— A, pan żartujesz, nie mówisz serjo.
— Zupełnie serjo. Wszak muszę ztąd wyjść?
— Niewątpliwie.
— Mówiłem wam, byście i dla mnie znaleźli kosz i rogożę.