Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/375

Ta strona została uwierzytelniona.

Fauchelevent, nie oddychając, cały drżęcy porwał za nożyce i młot i wysadził wieko. Ukazała się w zmroku blada twarz Jana Valjean z zamkniętemi oczyma.
Włosy najeżyły się na głowie ojca Fauchelevent, powstał, potem oparł się plecami o ścianę dołu bliski omdlenia i patrzał na Jana Valjean.
Jan Valjean leżał blady i nieruchomy.
Fauchelevent wyszeptał po cichu:
— Umarł!
I wyprostowawszy się i skrzyżowawszy ręce tak gwałtownie, że dwie zaciśnięte pięści uderzyły o plecy, zawołał:
— Tak to go ocalam!
Wówczas biedny poczciwiec zaczął szlochać, prawiąc głośno do siebie, błędnie bowiem utrzymują, że głośne rozmawianie z sobą nie jest w naturze ludzkiej. Silne wstrząśnienia często wyrażają się głośno.
— To wina ojca Mestienne. Po co umarł ten niedołęga! co mu się tak spieszyło zdychać w chwili, gdy się tego nikt nie spodziewał! on to przyczyną śmierci pana Madeleine! Ojciec Madeleine leży w trumnie i nie wstanie. Skończyło się. — Ach, czy to był rozum robić takie rzeczy. A, mój Boże! umarł! A co ja zrobię z jego małą? co powie przekupka? Możeż to być, żeby taki człowiek umierał tak sobie! Gdy pomyślę, że wsunął się pod mój wóz! Ojcze Madeleine! ojcze Madeleine. Dalibóg udusił się, przewidziałem. Nie chciał mi wierzyć. A to mi śliczna psota! Umarł ten zacny człowiek, najpoczciwszy ze wszystkiej Bożej czeladki. A jego mała! Doprawdy, już tam nie wrócę. Pozostaję tu. Zrobić takie głupstwo! I wartoż to być starymi, żeby dopuścić się takiego warjactwa! A najprzód jakim sposobem wszedł do klasztoru? To już był zły początek. Takich rzeczy nie powinno się robić. Ojcze Madeleine! Ojcze Madeleine! panie Madeleine! panie merze! Nie słyszy! Wydobądź się ztąd teraz!