Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/129

Ta strona została uwierzytelniona.

dobre placuszki i ładne dziewczęta w Ermitage na bulwarze du Maine, kurczęta à la crapaudine u matki Saguet, doskonałe matloty przy rogatce de la Cunette i pewne białe winko przy rogatce du Combat. Na wszystko znał dobre miejsca; umiał rozmaite gry, niektóre tańce i był bardzo zręczny w robieniu kijem. W dodatku pił dużo. Był brzydki nad miarę, Najpiękniejsza szewcowa z owych czasów, Irma Boissy, oburzona jego brzydotą, wydała taki wyrok: Grantaire jest niemożebny; lecz zarozumiałość Grantaire’a tem się nie zmięszała. Wpatrywał się czule we wszystkie kobiety, jak gdyby mówił o wszystkich: gdybym tylko chciał! i starał się przekonać swych kolegów, że był ogólnie pożądany.
Wszystkie te wyrazy: prawa ludu, prawa człowieka, umowa społeczna, rewolucja francuska, rzeczpospolita, demokracja, ludzkość, cywilizacja, religja, postęp dla Grantaire’a nie miały prawie żadnego znaczenia. Słysząc je, zawsze się uśmiechał. Niedowiarstwo, ta śniedź umysłowa, nie pozostawiła mu ani jednej myśli nie nadpsutej w głowie. Żył sobie z ironją na ustach. Miał za ulubiony aksiomat: Jedna jest tylko pewność na świecie, to szklanka pełna. Wyszydzał wszelkie poświęcenie w jakiembądź stronnictwie, choćby braterskie lub ojcowskie; choćby poświęcenie starego Loiseroll’a. „Wiele im też przyszło z tego, że umarli“, mawiał o nich. Latawiec, gracz, rozpustnik, często pijany, raził nieustannie uszy tych młodych myślicieli wyśpiewując na nutę: „Niech żyje Henryk IV!“

Kocham dziewczęta, lubię dobre wino.

Zresztą sceptyk ten miał także trochę fanatyzmu. Fanatyzmem tym nie była ani idea, ani żaden dogmat, ani sztuka, ani nauka; był to po prostu człowiek, mianowicie Enjolras. Grantaire podziwiał, kochał i ubóstwiał Enjolras’a. Do kogóż się wiązał ów anarchiczny niedowiarek w tym zastępie umysłów absolutnych? Do najabsolutniejszego. Jakim sposobem Enjolras umiał