Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/132

Ta strona została uwierzytelniona.





II.
Bossuet jako mówca pogrzebowy.

Jednego po-popołudnia, które jak się okaże poniżej było w pewnym związku z wypadkami już opowiedzianemi, Laigle de Meaux stał sobie rozkosznie rozparty we drzwiach kawiarni Muzain. Wyglądał jak karjatyda próżnująca; dźwigał na sobie tylko własne marzenia. Patrzał w stronę placu świętego Michała. Stał rozpartym jest to poniekąd leżeć stojąc, co dosyć lubią marzyciele. Laigle de Meaux rozpamiętywał, bez przykrego uczucia, małą przygodę, która go właśnie spotkała dnia poprzedniego w szkole prawa, i wpływała nieco na jego osobiste plany co do przyszłości, plany zresztą dość jeszcze niejasne.
Zamyślenie nie przeszkadza dorożce przejeżdżać ulicą, jak również zamyślonemu spostrzedz dorożkę. Laigle de Meaux, którego oczy błąkały się wałęsając tu i owdzie bez celu, spostrzegł przez mgły tego niby jasnowidztwa, pojazd dwukołowy, jadący placem z wolna, i niewiedzący dokąd się uda. Co też miał na myśli ten kabrjolet? dla czego jechał sobie stępo? Laigle mocno się nad tem zastanowił. Przypatrzywszy się baczniej, spostrzegł siedzącego obok woźnicy jakiegoś młodego człowieka, a przed młodym człowiekiem jakiś dość duży tłomoczek, na którym ukazywało się przechodzącym, wypisane wielkiemi czarnemi literami na