Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/157

Ta strona została uwierzytelniona.

dla pierwszego, zacofany dla drugich, ujrzał się podwójnie osamotnionym, tak wobec starych, jak wobec młodzieży. Przestał uczęszczać do kawiarni Musain.
W tym niepokoju wewnętrznym nie myślał zgoła. O pewnych ważnych stronach codziennego istnienia. Rzeczywistość życia nie daje się jednak zapomnieć. Gwałtownie potraciła go ona. Pewnego poranku gospodarz hotelu wszedł do pokoju Marjusza i rzekł do niego:
— Pan Courfeyrac poręczył za pana.
— Tak.
— Lecz potrzebowałbym pieniędzy.
— Proś pan Courfeyraca, by przyszedł rozmówić się ze mną — powiedział Marjusz.
Kiedy Courfeyrac przyszedł, gospodarz ich zostawił. Marjusz opowiedział wówczas, czego dotąd jeszcze nie zrobił, że jest sam na świecie i że nie ma rodziców.
— Cóż poczniesz — zapytał Courfeyrac.
— Nic nie wiem — odpowiedział Marjusz.
— Cóż będziesz robił?
— Nic nie wiem.
— Masz pieniądze?
— Piętnaście franków.
— Chcesz, ażebym ci pożyczył?
— Za nic.
— Masz odzienie?
— Oto jest.
— Masz jakie klejnoty?
— Zegarek.
— Srebrny?
— Złoty. Oto jest.
— Znam kupca, który kupi surdut od ciebie i pantalony.
— Dobrze.
— Będziesz miał tylko jedne pantalony, kamizelkę, kapelusz i tużurek.
— I buty.