Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/165

Ta strona została uwierzytelniona.

szedł dzień, kiedy zabrakło mu surduta. Pantalony uchodziły jeszcze. Co począć? Courfeyrac, któremu wyświadczył jakąś usługę, dał mu stary surdut. Marjusz oddał go pewnemu odźwiernemu do przenicowania za trzydzieści sous i miał surdut nowy. Lecz surdut ten był zielony. Marjusz więc wychodził z domu, kiedy noc zapadała. Robiło to jego surdut czarnym. Chcąc być zawsze w żałobie, okrywał się nocą. Wśród tego wszystkiego, Marjusz został adwokatem. Udawał, że mieszka w pokoju Courfeyrac’a, w pokoju, który wyglądał przyzwoicie, w którym pewna liczba zużytych ksiąg prawniczych, dokompletowana pojedynczemi tomami powieści, przedstawiała bibljotekę, wymaganą przez regulamin. Listy kazał sobie adresować do Courfeyrac’a.
Kiedy Marjusz został adwokatem, zawiadomił o tem swego dziadka w liście zimnym, lecz pełnym uległości i szacunku. P. Gillenormand wziął do ręki list ze drżeniem, przeczytał go i, rozdarłszy na cztery części, rzucił do kosza. We dwa lub trzy dni później, panna Gillenormand słyszała, jak jej ojciec, który był sam w pokoju, mówił głośno. To mu się zdarzało czasami, kiedy był bardzo wzruszony. Nadstawiła ucha, starzec mówił:
— Gdybyś nie był niedołęgą, wiedziałbyś, że nie można być równocześnie baronem i adwokatem.