Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/200

Ta strona została uwierzytelniona.

Ten wali oskardem idei, ten liczby, ten gniewu. Nawołują się wzajemnie z jednej katakumby do drugiej. Utopje wędrują pod ziemią kanałami górniczemi. Rozgałęziają się we wszystkich kierunkach. Niekiedy się spotykają i bratają z sobą. Jan Jakób pożycza swego oskarda Diogenesowi, który mu w zamian za to użycza latarki; niekiedy walczą z sobą. Kalwin bierze się za łeb z Socynem. Ale nic nie wstrzymuje, ani nie przerywa dążenia tych wszystkich energji do celu i tej obszernej jednoczasowej działalności, która złącza tu i owdzie, wdziera się, zstępuje, znowu się wspina pośród tych ciemności i która zamienia zwolna części zewnętrzne na wewnętrzne; ogromne rojenie się nigdy niezbadane. Społeczność zaledwie się domyśla tego podkopywania, które w spokoju zostawia powierzchnię a ryje jej wnętrzności. Ile piętr podziemnych, tyle prac różnych, tyle rozmaitych wydobywań. Cóż wychodzi z tych przepaści, z tych poszukiwań? Przyszłość.
Im głębiej się zapuszczać, tem więcej tajemniczych znajdzie się pracowników. Do pewnego stopnia, który mędrzec społeczny umie rozpoznać, praca ma cel dobry. Po za tym stopniem zaczyna być wątpliwą i mieszanej natury; jeszcze niżej, staje się straszną. W pewnej głębokości, pieczary nie są już przystępne duchowi cywilizacji, napotyka się tam już kres, do którego jedynie człowiek oddychać może; kończy się tam wszystko zwyczajne, a początek potworów staje się możebnym.
Dziwną jest drabina, prowadząca ku zejściu; każdy z jej szczebli styka się z odpowiedniem mu piętrem, na którem prawdziwa mądrość może postawić nogę i gdzie się napotyka jednego z tych pracowników niekiedy boskich, czasem potwornych. Po pod Janem Huss znajdziesz Lutra, po pod Lutrem Kartezyusza, po pod Kartezyuszem Woltera, po pod Wolte-Conderceta, po pod Condercetem Robezpierra, po pod Robezpierrem Marata, po pod Maratem Baboeuf’a.