Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/212

Ta strona została uwierzytelniona.

czarnego merynosu, niezgrabnie skrojony. Oboje wyglądali wtedy na ojca i córkę.
Marjusz przypatrywał się przez parę dni temu starem u mężczyźnie, który nie był jeszcze starcem, i tej dziewczynie, która nie była jeszcze młodą, potem przestał na nich uważać. Oni też ze swej strony nie zdawali się go widzieć nawet. Rozmawiali z sobą spokojnie i obojętnie. Dziewczyna szczebiotała nieustannie bardzo wesoło, stary człowiek zaś mało się odzywał, i czasami tylko wpatrywał się w nią wzrokiem pełnym niewysłowionego przywiązania.
Marjusz nabrał machinalnego nawyknienia do przechadzania się po tej alei. Zawsze ich tam znajdował nieodmiennie.
Oto jakim sposobem rzecz stę działa:
Marjusz najzwyklej przychodził od końca alei przeciwnego ławce, na której siadali. Przebywał całą jej długość, mijał ich, potem wracał aż do miejsca przez które był przyszedł, i zaczynał na nowo. Przechadzał się w ten sposób tam i napowrót kilka razy, przechadzkę tę zaś powtarzał kilka razy na tydzień, a nie przyszło nigdy do tego, żeby się sobie choć ukłonili nawzajem. Jegomość ten i ta dziewczyna, jakkolwiek zdawali się unikać wszelkich spojrzeń, właśnie może dlatego, że ich unikali, obudzili nieco uwagę kilku studentów, używających niekiedy przechadzki wzdłuż alei Szkółki. Zdarzało się to pracowitym po wysłuchaniu lekcji, drugim zaś po ukończeniu kilku partji bilardu. Courfeyrac, który się liczył do ostatnich, przyglądał im się czas jakiś, ale znalazłszy, że dziewczę było brzydkie, szybko i starannie usunął się na bok. Ale uciekł na sposób Partha, rzucając im po za siebie przezwisko. Uderzony głównie barwą sukienki dziewczyny i włosów starego, nazwał pierwszą: panna Czarna, a drugiego: pan Biały, co się tak przyjęło, że w braku wiadomości co do prawdziwego ich miana, przezwisko uszło za nazwisko. Studenci mówili: Ach! otóż pan Biały na swojej ławce.