Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/226

Ta strona została uwierzytelniona.






VI.
Wzięty w niewolę.

Ku końcowi może drugiego tygodnia, Marjusz jak zwykle siedział na swojej ławce, trzymając w ręku otwartą książkę, w której od dwóch już godzin nie przewrócił ani kartki. Z nagła zadrżał; zaszedł wypadek niesłychany na końcu alei. Pan Biały i jego córka wstali ze swej ławki, wzięli się pod ręce, i oboje wyraźnie postępować zaczęli ku środkowi alei, gdzie właśnie siedział Marjusz. Marjusz zamknął książkę, potem ją znowu otworzył, potem zaczął się zmuszać do czytania. Drżał cały. Światłość szła prosto ku niemu. „Ach mój Boże, myślał sobie, nie będę miał nawet czasu przybrać stosownej postawy“. Tymczasem człowiek siwy i młoda dziewczyna zbliżali się coraz bardziej. Zdawało mu się, że to trwało wiek cały, i zarazem, że to nie trwało, jak mgnienie oka. „Po co też oni idą w tą stronę? pytał sam siebie. Jak to? to ona ma przejść tędy. Jej to stopy będą stąpały po tym piasku? w tej alei, o dwa kroki odemnie?“ Odchodził od siebie. Chciałby być bardzo pięknym, chciałby mieć wstążeczkę legii. Słyszał jak się zbliżał cichy i miarowy odgłos ich kroków. Wyobrażał sobie że, pan Biały rzuca na niego gniewne spojrzenia. „Czy ten pan chce pomówić ze mną? myślał sobie?“ Spuścił głowę gdy ją podniósł, tamci byli już tuż przy nim. Młoda