Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/227

Ta strona została uwierzytelniona.

dziewczyna przechodząc, spojrzała na niego. Spojrzała mu prosto w oczy, z jakiemś łagodnem zamyśleniem, co przejęło Marjusza dreszczem od stóp do głowy. Zdawało mu się, że mu wyrzucała, iż tak długo nie przyszedł do niej, i że mu mówiła: „A więc ja przychodzę“. Marjusz uczuł się olśnionym wobec tych źrenic pełnych promieni i głębi. Było mu jakby miał węgle rozżarzone w mózgu. Ona sama podeszła ku niemu; co za radość! A potem, w jakiż bo sposób na niego spojrzała! Wydała mu się piękniejszą niż ją widział kiedykolwiek. Była piękna tą razą pięknością zarazem kobiecą i anielską, pięknością zupełną, któraby wywołała pieśń z piersi Petrarka i rzuciła na kolana Dant’a. Zdawało mu się, że się nurzał w topielach błękitu. Jednocześnie był niesłychanie strapiony, ponieważ spostrzegł, że miał buty zakurzone.
Zdawało mu się rzeczą najpewniejszą w świecie, że ona spojrzała także na jego buty.
Ścigał ją oczami dopóki nie znikła. Potem począł latać po ogrodzie jak opętany.
Godzi się nawet przypuścić, że chwilami śmiał się sam do siebie, i rozprawiał głośno. Bywał też tak zamyślony, przechodząc czasem około nianiek z dziećmi, że każda mogła być pewną, że się w niej kochał.
Wreszcie wyszedł z ogrodu w nadziei spotkania jeszcze swojej nieznajomej na ulicy.
Potknął się o Courfeyraca pod arkadami Odeonu, i rzekł mu: „Chodź na obiad ze mną“. Poszli tedy do garkuchni Rousseau, gdzie wyekspensowali aż sześć franków. Marjusz jadł jak wilkołak. Dał sześć soldów garsonowi. Przy końcu obiadu rzekł do Courfeyrac’a: „Czy czytałeś dzisiejszy dziennik? co za pyszną mowę miał Odry de Puyraveau!“
Był już na śmierć zakochany.
Po obiedzie rzekł do Courfeyrac’a: „Pójdziemy także, razem do teatru“. Poszli tedy do teatru przy bramie Św. Marcina, zobaczyć Fryderyka w sztuce: Gospoda w Adrets. Marjusz ubawił się niesłychanie.